Zimno? Na Hot Water Beach nigdy! Nowa Zelandia

Grzanie stópek i nie tylko

– Zostaję! – pomyślałam i wkręciłam stopy jeszcze głębiej w mokry, gorący piasek na Hot Water Beach – Nikt mnie stąd nie ruszy! Znalazłam miejsce dostosowane do moich potrzeb cieplnych.

Zimno?
Wykop dół na plaży, który bardzo szybko zaleje się gorącą wodą z podziemnej rzeki wpływającej do oceanu. Nie żartuję. Takie rzeczy dzieją się na Hot Water Beach, która jest częścią Półwyspu Coromandel.

Czytałam o tej plaży. Marzyło mi się rozgrzać stopy i inne części ciała po kilkugodzinnej trasie do Cathedral Cove. Ale myślałam, że to to taki podróżniczy blef, że być może i jest jakaś podziemna rzeka, ale pewnie zachwyty nad tym naturalnym spa są przesadzone i że całe to zjawisko jest mocno rozbuchane. To był trzeci dzień w Nowej Zelandii na wyspie północnej i jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo ten kraj może zaskoczyć i że lepiej wierzyć, w to co Nowa Zelandia oferuje. Ale jak uwierzysz, to nastaw się na to, że każde miejsce najprawdopodobniej przerośnie twoje oczekiwania.

Łopaty w dłoń!

No więc na koniec dnia po kilku kilometrach po półwyspie zdołaliśmy się wyrobić i załapać na okienko czasowe – wykopać swoją własną prywatną oraz osobistą dziurę wypełnioną gorącą, parującą wodą.

Dobra. Małe kłamstewko.

Zamiast wykopać, powinno znaleźć się tutaj "pogłębić". Praca była po prostu zespołowa.

Szukanie ciepłych norek.

Dlaczego okienko czasowe? Ponieważ, to zjawisko powstaje przy odpływie. Ale jeszcze na dwie godziny przed i po można kopać i rozkoszować się gorącymi basenami. Potem plaże zalewa woda i plaża wraca do swojego pierwotnego stanu. To tylko niewielki odcinek, jakieś 20 metrów. Dokładnie tam, gdzie pod ziemią przepływa gorąca rzeka.

Gdy zaszło słońce i zrobiło się chłodniej, głębokie baseny doskonale chroniły przed wiatrem. Każde machnięcie łopatą, wpuszczało do dziury wrzącą wręcz wodę, która mieszała się z resztą z oceanu. Naturalna regulacja ciepła! Żeby było jeszcze ciekawiej, każda wykopana dziura miała inną temperaturę, w zależności od odległości od głównego podziemnego strumienia.

Nie wiem, skąd Mela miała siły po całym dniu, ale przez godzinę biegała, wskakiwała, wyskakiwała i przeskakiwała. A ja zrealizowałam swoje plany wygrzania stóp, "odkręcając" co chwilę kurek z gorącą wodą.

Żeby tego było mało...

Coromandel zasługuje na ponowne odwiedziny. Albo raczej to my mamy nadzieję dostąpić tego szczęścia, bo przecież to natura daje się nam poznać.

Byliśmy tam za krótko i mieliśmy mało czasu. Melka musi też trochę jeszcze dorosnąć, choćby po to, by zdobyć np. The Pinnacles.

Gdy jeden dzień jest tak mocno wypełniony naturą i okrzykami radości, odpada się już w drodze w samochodzie (oczywiście, gdy ma się 5 lat i ten przywilej). Gdy wynosiłam Melkę z samochodu, by położyć ją w małym domku, w jakimś zagubionym miasteczku, spojrzałam na niebo. Zamurowało mnie. Nie ma bardziej fenomenalnego, rozgwieżdżonego nieba niż nad Nową Zelandią.

 


Kilka być może przydatnych faktów:

  • By zaznać gorących kąpieli na Hot Water Beach trzeba być na dwie godziny przed lub dwie godziny po odpływie. I nie są to oczywiście stałe godziny.

    Krajobraz jak po budowie. A potem przyjdzie przypływ i znowu wszystko zaleje.

    Sytuację możecie sprawdzić tutaj: Godziny pływów Coromandel, Hot Water Beach

  •  

  • Szpadelki i łopaty wynajmują lokalne kawiarenki, bodajże za 10 NZD plus depozyt. Okazuje się, że jednak trochę ludzi cieszy się, gdy może pomachać łopatą w wielkiej piaskownicy. I my nie jesteśmy wyjątkiem.
  •  

  • Uwaga, aby się nie poparzyć! Woda potrafi wrzeć i bulgotać.
  •  

  • Może warto wziąć ze sobą wino lub szampana? Zdarzali się i tacy, którzy w taki sposób korzystali z tych zafundowanych przez naturę luksusów. W końcu nie zawsze ma się do dyspozycji prywatne spa na zielonym Półwyspie Coromandel.

 

Wcześniejsze artykuły Późniejsze artykuły

 

Leave a comment