Chodź ze mną… na spacer po Abu Dhabi

Tak trochę przewrotnie, ponieważ spacerowanie po Abu Dhabi nawet końcem października nie jest czymś, do czego gorąco namawiam. Chociaż w sumie gorąco bardzo dobrze wpisuje się atmosferę tego miasta podgrzewaną żarem buchającym z nieba i chodników.

Trochę zieleni na głównych ulicach

Ale zaprosić mogę. Wirtualnie. Na spacer złożony z kilku naszych wyjść i przejść a raczej przemknięć ulicami. Zapraszam zatem na przechadzkę (ach! jak to beztrosko zabrzmiało) po ulicach Abu Dhabi, na liczne spotkania z wszechobecnymi i dumnymi włodarzami ZEA oraz trochę bardziej skromnym panem wypiekającym libańskie chlebki.

To był raj dla oczu. Dla moich na pewno. Struktury, wzory, wypukłości, bryły, symetrie i asymetrie, skosy i stalowe esy-floresy na szklanych budynkach. To jest coś, co mogę oglądać godzinami i ślizgać się po kształtach budynków. Dobrze, że nie wykorzystują kafelków do ich ozdabiania, bo przepadłabym z kretesem:) (Jeśli ktoś lubuje się w kafelkach, tak jak ja, zapraszam do Sewilli. Można tam oddać się w całości kafelkowemu szaleństwu.)

Panorama jednej z części Abu Dhabi na wysokości Al Lulu Island

Główna część Abu Dhabi Island to urbanistyczny miszmasz próbujący dogonić nowoczesny Dubaj. Każda bryła jest warta tego, by zawiesić na niej oko. Nie tylko ze względu na rozmiary. Budynki zdają się brać udział w konkursie na największe udziwnienia, obłości, zakrzywienia i elementy nałożone na strukturę budynku. Czy to ładne? Każdy odpowie sobie sam. Na mnie działa. A jak działa to wywołuje emocje. I to jest fajne.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć?
Przejdź TUTAJ, by pójść ze mną na trochę dłuższy spacer po Abu Dhabi

 

Rok Zayeda

Nie sposób też przeoczyć w tej przestrzeni miejskiej rodziny Zayedów. Tym bardziej, że rok 2018 został ogłoszony rokiem szejka Zayeda w setną rocznicę urodzin jego wysokości Sheikh Zayed bin Sultan Al Nayhan - ojca narodu - pierwszego prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Człowieka, który mocno przyczynił się do zjednoczenia wszystkich 7 emiratów, kładł nacisk na dostęp do edukacji, na rozwój kraju i pokojową koegzystencję. Tyle z mojej strony. W politykę i ocenianie jednak nie będę wchodzić.

My byliśmy tylko turystami w Abu Dhabi i Dubaju (bo podróżnikami to aż zanadto, by się nazywać). Korzystaliśmy ze słońca, infrastruktury i tego, co te dwa emiraty oferują tymczasowym przybyszom zachwycając ich lub oburzając. Drugi już pobyt i kolejne 12 dni w Emiratach to wciąż za mało, by wejść w lokalne życie, poznać opinie, śledzić wydarzenia z perspektywy " z wewnątrz" i dać się oczarować tą czystą, prawdziwą kulturą arabską. (Owszem, daliśmy się oczarować kulturą, ale tą odtworzoną na potrzeby turystów, o czym w kolejnym poście.) Może kiedyś? Może nie z perspektywy krótkiego pobytu, ale kogoś, kto żyje w tym kraju nie kilka dni a kilka miesięcy czy lat? Nigdy nie mów nigdy.

Zapędziłam się. Już wracam.
Ja obserwowałam kilkanaście dni z roku Zayeda z wizualnego punktu widzenia: jak te elementy, które miały przypominać mieszkańcom o jego dziedzictwie i wartościach, które pielęgnował, wpisywały się w miasto. Jakich użyto wizualizacji czy kanałów i jakim językiem opakowano całość obchodów. Poniżej krótki wycinek z przemowy szejka Mohammeda bin Rashid Al Maktoum, emira Dubaju i wiceprezydenta ZEA.

Obrandowany autobus od strony Marina Mall. W tle Etihad Towers.

 

“Sheikh Zayed has instilled in us the willpower and determination to challenge and achieve the impossible. This is why we are always convinced that we are capable of being pioneers and to become one of the best countries in the world. He inspired us to see his way to the future, to follow in his footsteps with confidence and insight, and to consolidate the gains and achievements.”

 

Ładne, prawda;)? Aż do bólu za ładne. I takie wymuskane. Też do bólu.

Olbrzymi banner na jednym z wieżowców

Moje prywatne odczucie, jasne, że być może zbyt powierzchowne, ale bazujące na tych kilkunastu dniach jest takie, że miałam lekki przesyt. Gloryfikowany władca, spoglądający zza każdego rogu i patetyczny język. W księgarniach można nabyć pięknie wydany album ze zdjęciami ojca narodu lub wylicytować tablicę rejestracyjną "Z-1918" wskazującą na rok jego urodzenia (cena końcowa: 140 tyś dirhamów, czyli ok. 144 tyś zł). W autobusach na okrągło na monitorach był wyświetlany filmik o życiu Zayeda.

Jednak gdyby nie to "ubranie" miasta w Zayeda, pewnie nie wczytałabym się w jego życiorys i opisy faktycznych dokonań modernizujących kraj. Jednym zdaniem: cel osiągnięty:) Sznureczki pociągnięte. Kilka faktów zapadło mi w pamięć.

Swoja drogą mają miłą tradycję. Dwa lata wstecz był rok czytelnictwa, rok 2017 był rokiem dawania (całkiem sympatycznie:), natomiast rok 2019 został ogłoszony rokiem tolerancji jako przedłużenie roku Zayeda.

 

Chlebki z filmową historią w tle

I jeszcze jeden punkt na mapie Abu Dhabi, który dosyć często odwiedzaliśmy, w który chciałabym Was zabrać.
Uwielbiam lokalne historie i smaczki. Takie trochę poza ubitymi szlakami turystycznymi. Takie, które wcale nie są planowane a wydarzają się mimochodem. Takie, które przynoszą emocje.

"Javier" podczas wypieku

Gdy będziecie w pobliżu, zajrzyjcie do Faro Bakery. Javer robi tam cudownie pachnące, chrupiące, świeże chlebki w jednej z bocznych uliczek dzielnicy, w której mieszkaliśmy.

Przysięgam, żadnych darmowych za ten wpis nie dostaliśmy. Ale otrzymaliśmy coś więcej. Zaproszenie do jego królestwa na prywatny pokaz rzemiosła piekarniczego. Z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku, którego pozazdrościłby każdy wypalony zawodowo, wywijał ciastem na prawo i lewo i zręcznym ruchem wsadzał je na kilka chwil do rozpalonego pieca (w formie dziury). Mimo trudnych warunków pracy, lejącego się żaru z nieba i z pieca, tryskała z niego energia. Ten człowiek kocha, to co robi! I widać, że ma świetny kontakt z klientami. W końcu odwiedzają go codziennie. Mela oglądała jego sztuczki z otwartą buzią.

Wracaliśmy do niego przez kolejne dni. Urzekł nas smak chlebków i otwartość właściciela. Zapomniałam wspomnieć, że tak naprawdę nadaliśmy mu imię. Nie zapytaliśmy, ale Javier pasowało jak ulał.

Kojarzycie aktora Javiera Bardem? A takie filmy jak: "Vicky Cristina Barcelona" czy "Jedz, módl się, kochaj"? A gdyby tak prawdziwego Javiera zmęczyło życie i Penelope wysłała go do tej bocznej uliczki w jednej z dzielnic Abu Dhabi, by zaznał prostego życia? Pół żartem, pół serio, oczywiście. Ale czy on naprawdę nie przypomina Bardema?
Tak zapewne powstało Farod Bakery - z filmową historią w tle:).


Być może przydatne kilka zdań

Po Abu Dhabi jeżeli nie masz własnego auta, przemieszcza się taksówkami lub autobusami. Łączyliśmy oba środki transportu. Wszystko zależało od tego, czy miejsce docelowe było na trasie autobusu.
Nie wiem dlaczego, ale rozkminianie sieci miejskiej sprawia nam zawsze tyle radości.

Wygląda to tak. Trzeba zakupić karty NOL w maszynie na ulicy i doładować odpowiednią kwotą. Odbija się je na czytniku przy wejściu i wyjściu (!!!) z autobusu. Cena biletu liczona jest w zależności od dystansu i liczby przejechanych stref.
Abu Dhabi powoli obrasta w zamykane, klimatyzowane przystanki. Nie jest to jeszcze normą tak jak w Dubaju, ale sytuacja się poprawia. A to przeogromne ułatwienie i poprawa komfortu. Przejście kilkuset metrów po ulicy miasta w ciągu dnia, gdy temperatura przekracza 35 stopni, to wyczyn.

 

Informację o tym, że autobusy są podzielone na strefę przeznaczoną tylko i wyłącznie dla kobiet, do której nie mają wstępu mężczyźni, pewnie znajdziecie na wielu blogach. Nam się z Melą podobało takie podejście do sprawy:) Zawsze coś wolnego upolowałyśmy.

 

 

Wcześniejsze artykuły Późniejsze artykuły

Leave a comment