Wspinaczka na Czerwoną Górę i nagusi na la Tahita – Teneryfa yeah!

Tam zawsze wieje. Urywa głowę. Plącze włosy i zatyka od siły wiatru. Nie takie jednak szlaki i szlaczki potrafi przejść pięciolatek z nadmiarem energii.

Zdobywanie Czerwonej Góry z wujkiem Tomkiem. Widać wulkan Teide?

Ważne, by na górze, jak to zazwyczaj bywa, czekał piknik z przekąskami. To napędza i się sprawdza. Zazwyczaj. Maszerujemy na Montaña Roja – Czerwoną Górę.
Przeczytaj do końca i zobacz, gdzie finalnie tego dnia wylądowaliśmy.

Playa del Médano i mrowie kitesurferów

Mówi się, że w El Medano zawsze wieje. Podobno zatoka przy El Medano jest najlepszym miejscem dla kitesurferów. Ta część Teneryfy jest dosyć mocno smagana.
Montaña Roja, położona niedaleko, nie jest wyjątkiem. Jeżeli lądujesz na południu Teneryfy, to będzie pierwsza rzecz, którą zauważysz, gdy samolot będzie zniżał lot. Góra wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Ale to tylko taki efekt, ponieważ rozpoczynając wspinanie się na nią, do płyty lotniska jest jeszcze spora odległość.

Podejście jest naprawdę łatwe. To taki dłuższy spacer, podczas którego w połowie trzeba się trochę bardziej zmęczyć, bo robi się bardziej stromo. Kilkulatek da radę. Tym razem wspinaczkę dopingowało dwóch wujków i ciocia. W pogodny dzień słońce mocno praży, ale uwaga w ogóle tego nie czuć, ponieważ wiatr mocno daje się w znaki. Widoczki zacne.

 

 

Na szczycie jest kilka zaułków, w których można się schować i trochę odsapnąć od świstu w uszach. Obowiązkowe przegryzki i kombinowanie, gdzie rozłożyć się na resztę dnia.

Z tego miejsca wypatrzyliśmy plażę la Tejitę. Przydałaby się jednak lornetka, by dostrzec to, co zobaczyliśmy, jak już na nią zeszliśmy. Mela tym razem z wujkiem Konradem.

 

Ze szczytu widać ciągnącą się plażę: Playa de La Tejita, więc oczami wyobraźni już widzieliśmy siebie po wspinaczce leżących i kontemplujących miniony wysiłek. Gdzie by kto sprawdził, poczytał, co to za plaża. Mieliśmy się trochę zdziwić. Oprócz wspinających się na skały wydm, latających w powietrzu drobinek piasku i ogromnych fal na Playa de la Tejita można jeszcze podziwiać nagie ciała. Wow! Nie ma jak trafić na plażę naturystów. Ale słowo się rzekło. Lenistwo wygrało i nie było mowy o odwrocie. W tak miłym, nagim towarzystwie doszło do pełnej regeneracji.

 

 

Czerwona Góro! Byliśmy! Zdobyliśmy! A potem wśród naturystów się smażyliśmy.

 

Wcześniejsze artykuły Późniejsze artykuły

 

 

 

 

Leave a comment