Malediwy – spełniony sen na wyspie Guraidhoo

Świadomość, że mieszka się na skrawku ziemi na Oceanie Indyjskim jest niesamowita. Patrzysz w prawo w uliczkę – na jej końcu turkusowa woda, w lewo – turkusowa woda, w przód i w tył to samo. Raj, palmy, pudrowy piasek i samotne wysepki, na których jesteś ty i tylko ty. A do tego kołatające się myśli: po co stąd wyjeżdżać? Zostać i nie wracać.

Takie widoki z wyspy Guraidhoo

To spoglądanie w prawo, w lewo, za siebie i przed siebie, sprawia też, że wyświechtane „zgaś światło, Malediwy toną” nabiera znaczenia. Domy i uliczki są na poziomie oceanu. Nie znajdziesz tu wzniesień ani przewyższeń. Jeśli staniesz na jednym końcu wyspy, z całym powodzeniem zobaczysz jej drugi koniec. Uświadamia to jednak, jak bardzo Malediwy są zagrożone i jak w mgnieniu oka mogą po prostu zniknąć pod wodą.

Już raz byliśmy blisko Malediwów. Ponad 7 lat temu, będąc na Sri Lance, mocno się zastanawialiśmy, czy nie spróbować. To tylko godzina lotu z Kolombo, ale wtedy zabrakło i funduszy, i odwagi, i czasu.

Kiedyś Malediwy zamknięte na świat zewnętrzny, pokazujące swe piękno jedynie na prywatnych przestrzeniach resortowych, w 2009 roku zmieniły prawo. Pozwoliły tym samym swoim mieszkańcom na inwestycje w pensjonaty i hoteliki przyjmujące gości. Na przykład takich jak my. Dzięki temu, nie rujnując swoich portfelów, przez 3 tygodnie zamieszkaliśmy wśród lokalnej ludności, na lokalnych wyspach. Na Malediwach!

Wyspa Guraidhoo, pierwsza malediwska wyspa, położona w atolu Kaafu jest wręcz kompaktowa. Jej wymiary to około 500x700 metrów (!). To maleństwo posiada i szkołę podstawową, i szpital. Znajduje się tam też boisko sportowe oraz cmentarz.

Czy turkus może być bardziej turkusowy? Czy błękit może być bardziej błękitny?

Wzdłuż głównej uliczki są sklepiki, a po wyspie porozrzucanych jest kilka małych restauracyjek. Guraidhoo połączone jest krótkim pomostem z Picnic Island (koniecznie przeczytaj niżej o wyspie piknikowej).

Na Guraidhoo spędziliśmy pierwszy tydzień z naszych trzech na Malediwach.

I tylko przez moment zastanawialiśmy się, co będziemy tam robić. Zaskakująco, bardzo szybko zassała nas powolna, spokojna i cicha atmosfera. Po pierwszym dniu przestaliśmy sobie zadawać to pytanie. Bardzo szybko pojawiła się odpowiedź: po prostu być na niej i chłonąć, ile się da!"

Raj pełen zakazów, ale wciąż raj

Osłupienie i zachwyt - najczęściej towarzyszące emocje.

Nie mam tutaj na myśli Malediwów resortowych, tych, które zazwyczaj można zobaczyć na zdjęciach w katalogach turystycznych. To nie chodzi o te Malediwy z bungalowami na pomostach wchodzącymi w głąb oceanu. To też nie te Malediwy, gdzie pije się drinki z parasolką i kąpie się w oceanie w bikini.

Owszem, to ten sam kraj, te same łańcuchy atoli i lazurowo-błękitna woda z okalającym je pudrowym piaskiem. Ale lokalne wyspy, o których piszę, to autentyczne miejsca zamieszkane przez Malediwczyków - nie stworzone specjalnie na potrzeby spragnionych słońca turystów. Tam toczy się codzienne życie.

Można ich doświadczać z całym ich dobrodziejstwem, ale też z zasadami, których należy przestrzegać.
Na lokalnych wyspach można napić się soków ze świeżo wyciskanych owoców (papaja i marakuja były nie do pobicia), ale wszelkie drinki były zawsze bez dodatku procentów. Dlaczego? Ponieważ nigdzie nie da się kupić alkoholu, ani nie można go wwieźć. Nawet nie ma sensu próbować. Wasz bagaż zostanie dokładnie sprawdzony po przylocie na lotnisku w Malé.

Siedzenie, patrzenie i rozmowy - codziennie. W tle bungalowy wyspy resortowej Kandoomaa Fushi.

Kąpiel w oceanie dla kobiet w stroju kąpielowym tylko w wyznaczonych miejscach, na tzw. bikini beach - nigdzie indziej. Z szacunkiem dla panujących zasad i prawa. Malediwy to kraj muzułmański. Niech Was nie zdziwią ubrane w hidżaby kobiety.

I raczej nie próbujcie swoich sił w nawracaniu i działalności misjonarskiej. Tu nie ma wolności religijnej i głoszenie innej jest zakazane.

Na pewno wspólnym mianownikiem obu rodzajów wysp jest ich rajskość. Być może nie wszystko jest wymuskane na lokalnych wyspach, ale jest autentyczne!
Czasem toporne, czasem zaniedbane lub niestety jeszcze nieodbudowane po zniszczeniach spowodowanych tsunami z 2004 roku. Na samym Guraidhoo zostało wtedy zniszczonych wiele domów, były ofiary śmiertelne.

Jeden z bardziej zniszczonych domów w Guraidhoo

Większość wysp resortowych w pobliżu Guraidhoo także zostało zalanych, co spowodowało ich zamknięcie. Tak jak stało się to z oddaloną o zaledwie kilkadziesiąt metrów wyspą Kandoomaa Fushi.

Tsunami pozostawiło nie tylko gruzy i zniszczenia, ale też wielu ludzi bez pracy. Nie mieli dla kogo pracować w resortach, nikt nie kupował ich pamiątek z lokalnych sklepików. Prywatne resorty się podniosły. Na Guraidhoo widać jeszcze, że wyspa pamięta wydarzenia z tamtych chwil.

Uwaga! Jeżeli chcesz, możesz zaznać jednego dnia na wyspie resortowej, jest to możliwe. Funkcjonuje to jako wycieczka z wysp lokalnych. Jest to na pewno bardziej finansowo dostępne niż całe wakacje w resorcie. Tak też planowaliśmy. Zanurzyć się na jeden dzień w totalnym luksusie z europejskim jedzeniem i wieczornymi pokazami dla spragnionych lokalnych kulturalnych uniesień.

I wiecie, co?

Lokalne wyspy tak nas wciągnęły, że każdego dnia przekładaliśmy ten luksusowy wypad na kolejny i kolejny.

Port na Guraidhoo - tutaj dowiezie Was prom

Trochę też po czasie spędzonym na wyspie lokalnej mieliśmy wrażenie, że taki tzw. "island hopping" na resortową wyspę mija się z celem, ponieważ wypady są bez noclegów (chyba, że resort jest bardzo oddalony), czyli nie ma mowy o zachodzie słońca i obudzeniu się rano i spuszczeniu z pomostu nóg do wody. Taka wycieczka na parę godzin do resortu, by poleżeć na łóżkach z baldachimami, gdy donoszą drinki a dzieciaki pluskają się w basenie na pewno zaowocowałaby wieloma zdjęciami w stylu glamour:)
Koniec końców nie skorzystaliśmy.
Wystarczyło nam to, czego zaznaliśmy na każdej z 3 wysp lokalnych: w sercu spokojnego i powolnego życia. Trzy wyspy: Guraidhoo, Maafushi i Guhli wystarczająco pokazały nam swoje piękno.
I jeszcze jedno. To właśnie z wysp resortowych organizowano wycieczki, by goście resortowi mogli przez pół dnia zobaczyć, jak wygląda i jak się żyje na wyspie lokalnej!


Lokalne życie na Guraidhoo! Esencja Malediwów

Jeśli chodzi o zwykłe codzienne życie, dla mnie lokalne wyspy to esencja Malediwów - państwa rozrzuconego na 26 atolach i 1200 wyspach, z czego tylko 200 jest zamieszkanych. Byliśmy tylko na trzech, ale uważam, że to właśnie na lokalnych wyspach jest niepowtarzalny klimat, z uliczkami, kolorowymi domami i przede wszystkim ich uśmiechniętymi mieszkańcami.

Wydawać by się mogło, że nic tam się nie dzieje! Na pewno mniej niż w każdym europejskim mieście czy nawet na europejskiej wyspie. O jak dobrze było się zatrzymać i wtopić się w ten powolny nurt życia!

 

Ale wbrew pozorom mieszkańcy wysp mają codziennie mnóstwo swoich zajęć: łowią ryby, zajmują się dziećmi, prowadzą sklepiki, sprzedają kokosy, oglądają wspólnie telewizję na ulicy, pracują w resortach czy na małych przeładunkowych porcikach (przecież tyle rzeczy trzeba przetransportować z Male,

Ręczna produkcja mioteł

by móc na wyspie funkcjonować!), gotują dla siebie i dla przyjezdnych (najlepsza restauracyjka była mocno schowana, ale pan pichcił wyśmienicie) czy uprawiają sport. Może nie jest to sport wyczynowy, nie mają do tego odpowiedniej infrastruktury, ale grają w badmintona, a kobiety mają swoje zajęcia aerobiku nad samą wodą (zasłonięte i ubrane od stóp do głów, oczywiście).

Nam się podobała mała (2-osobowa) uliczna manufaktura. Panie wykorzystywały, to co rośnie na wyspie, czyli liście palmowe. Każdy pojedynczy listek obrywały z dużego liścia, obierały z zielonej blaszki, pozostawiając cienkie łodyżki. Tak zebrane setki cienkich żyłek spinały mocno w jedno, tworząc miotły do zamiatania domów i i uliczek pokrytych piaskiem. Bardzo żmudna praca.

Pytałam Malediwczyków, czy władze pomagają im zabezpieczyć brzegi, a tym samym domy.

Prowizoryczne zabezpieczenia

Byli bardzo rozczarowani. Nie czuli, żeby ktoś o nich dbał w tej kwestii. Takie obrazki nie są przyjemne. Nie o to chodzi, by zniekształcać obraz, tylko by pokazać, jak jest. (Pisałam o tym, w tym rozdziale.) Nie wygląda to dobrze.
Cały "wał przeciwpowodziowy" wyglądał surrealistycznie, szczególnie z tym Elmo na wierzchołku. Widok niespecjalny, ale ludzie tak chronią swoje domy czymkolwiek i jak potrafią.
Gdy byliśmy na Guraidhoo, lada dzień miało się odbyć zaprzysiężenie nowego prezydenta: Ibrahima Mohameda Soliha. W tym człowieku Malediwczycy pokładają dużą nadzieję na wprowadzenie demokratycznych reform. Wierzą, że zacznie chronić Malediwy i jej mieszkańców.
Poprzedniego prezydenta oskarża się o oddanie w użytkowanie chińskim firmom wielu wysp. W zamian na przykład za wybudowanie mostu w stolicy łączącego Malé z Hulhule (tam, gdzie znajduje się lotnisko). Nota bene most nazywa się Mostem Przyjaźni...wpędza jednak Malediwy w pułapkę olbrzymiego długu.

Takie działania budziły sprzeciw opozycji, która oskarżyła prezydenta o korupcję. Opozycja działała ze... Sri Lanki, ponieważ tworzenie partii politycznych na Malediwach było zakazane. Wybór nowego prezydenta daje nadzieję na przełom sytuacji politycznej.

Intrygujące? Przydatne? Ciekawe?
Poruszyło Cię? Polub nas na FB

Leżaki i huśtawki - proste a cieszą!

Malediwczycy tworzą swoje oryginalne leżaki, które stały przed niemal każdym domem. Może nie wyglądają, ale są bardzo wygodne.

Najlepiej wśród rówieśników

Prosta konstrukcja ze zespawanych rurek, pomiędzy którymi uplecione są siedziska ze sznurków.
Ta sama konstrukcja wykorzystywana jest do tworzenia huśtawek, które są porozwieszane po całej wyspie. Jeśli wybieracie się z dzieckiem, nawet na niespełna 700 metrowy spacer, może on trwać i trwać. Trzeba przecież zaliczyć każdą z nich. Wierzcie mi, ciężko się z tych huśtawek wygramolić - jak raz wpadniesz, to jest zbyt przyjemnie, żeby z niej zejść. Tak naprawdę, po wielu testach:) doszliśmy do wniosku, że komfort zależy właśnie od grubości sznurka i uplecionego kształtu. Metodą prób i błędów można znaleźć huśtawkę szytą na swoją miarę.

 

Właśnie się zorientowałam, że poświęciłam akapit ręcznie tworzonym huśtawkom i leżakom:)

Problemy z usypianiem dziecka? Guraidhoo ma rozwiązanie.

O to chodzi w całej podróży!

Na tyle na ile się da, odrzucić myślowe zapętlenie o dotychczasowych sprawach. Oczyścić umysł. Spędzić kilka chwil w ciągu dnia tylko ze sobą, a nie ze sprawami. Nawet jeśli jest to myślenie o wyplataniu huśtawek.
Macie tak? To już zazdroszczę. I trzymam kciuki za nieodchodzenie od tego rytuału.

To właśnie proste życie i funkcjonowanie - simple living!

Wieczorami oczywiście wracaliśmy do naszych prac, gdy wracał też na kilka godzin nasz dawny świat. Za coś trzeba żyć i spełniać to marzenie o podróży. Sukcesem jednak mogę nazwać to, co powoli zaczynało się dziać w naszych głowach.


Poczuć się jak Robinson Kruzoe na Picnic Island

Polować nie musieliśmy. Rozpalać ogniska też nie, ani szukać słodkiej wody. Wystarczyło poczucie, że oprócz nas nie ma tam nikogo innego. Maleńka wysepka Picnic Island połączona malowniczą kładką z Guraidhoo jest przede wszystkim na uboczu. Osłonięta przed wzrokiem mieszkańców. To właśnie tam znajduje się bikini beach, a co za tym idzie możliwość przebywania na brzegu i pływania w stroju kąpielowym. Ale to nie o to tylko chodzi.

Picnic Island

Muszle i martwe korale znalezione na Picnic Island

To prawdziwy luksus w obecnym świecie móc być samemu na wysepce tej wielkości. Kilkanaście metrów szerokości i kilkadziesiąt długości. Uważam, że Picnic Island jest bardzo szczególna: pełna palm i wyrzuconych przez ocean korali. Oblewają ją krystalicznie czyste, spokojne, turkusowe wody, idealne do snurkowania i podglądania ryb. I nie trzeba nigdzie płynąć, wystarczy przejść kładką.

Tylko tyle albo aż tyle!

Dla nas czas się zatrzymał. Dla Meli, mimo, że jeszcze nie zna historii Robinsona, to była przygoda i zabawa w odkrywcę, poszukiwacza i budowniczego.

 

Czy takie Malediwy Wam pasują?

 

Guraidhoo - sen spełniony

Niebawem wpisy o Maafushi i Guhli - dwóch pozostałych wyspach, na których byliśmy.

Być może kilka przydatnych zdań:

  • Na Guraidho można dostać się z Malé promami (cena około 2$/osobę) - podróż dłuższa, ale też bardziej spokojna. Promy jednak kursują w określonych godzinach i nie w nocy.

Lokalny prom. Wolniejszy, ale niebujający.

Alternatywą jest speedboat - droższy (25$), szybszy, bardziej bujający (podskoki na wzburzonych falach to niezła przeprawa dla żołądka), ale też macie pewność, że po późnym lądowaniu dotrzecie na Guraidhoo. Zapytajcie swojego gospodarza lub właściciela pensjonatu lub hotelu, w jaki sposób można dostać się na wyspę. Na pewno pomoże. My tak właśnie zrobiliśmy. Zarezerwował nam miejsce w szybkiej łodzi.
Ostatecznym rozwiązaniem jest nocleg w Malé i złapanie transportu kolejnego dnia. Pamiętajcie, że lotnisko położone jest także na wyspie: Hulhule. Aby dostać się do Malé z lotniska trzeba odbyć krótką przeprawę promową.

 

  • Guraidho mimo, że jest takie małe, posiada swoją szkołę, ta zaś ma piękny, duży, nowoczesny plac zabaw z piaskowym podłożem i oczywiście widokiem na turkusowy ocean. Info na wypadek przyjazdu z dzieciakami. Jak już znudzi się snurkowanie, szukanie muszli i układanie korali w stosiki .

 

 

 

  • Nawet pieniądze mają rajskie:) Zaopatrzcie się w rufiyee malediwskie na lotnisku. Jest tam kilka bankomatów. Na mniejszych wyspach może być z tym problem. Spotkaliśmy się jednak z tym, że w pensjonatach i hotelach można zapłacić w dolarach amerykańskich.

 

 

 

 

Wcześniejsze artykuły Późniejsze artykuły

Leave a comment