El Balito, Teneryfa – zakątek do schowania się

El Balito - idealne miejsce, by wskoczyć do krystalicznie czystej wody

To miejsce na Teneryfie nie jest oczywiste. Tak samo jak dojazd do niego. El Balito to zakątek, do którego trochę trudniej się dostać i na pewno nie jest on turystyczny. Ale kiedy uda się wam tam znaleźć mały skrawek lądu dla siebie, gwarantuję, że pozostaniecie kilka godzin. Nawet jeżeli nic specjalnego się tam nie dzieje.

Jest po prostu specyficzny, trzeba go polubić. A my właśnie takie nieoczywiste miejsca lubimy i tropimy.

El Balito to stary, nieużywany już port. Kiedyś wykorzystywany do przeładunku bananów. Oprócz nadbrzeża i starego dźwigu, są tutaj pozostałości po magazynach, a po drodze trochę zrujnowanych budynków.

Nasz piknikowy zakątek

Zaznaczam jednak, że El Balito to nie plaża. Nie ma piasku, ani kamieni, ale dla chcących zażyć kąpieli są dwa pomosty z barierkami, które bardzo to ułatwią. Okalające skały sprawiają, że tworzy się naturalny basen.

W grudniu widzieliśmy kąpiących się ludzi, ale to nie na moje nerwy i bardzo niski próg ciepła. No niestety, dla mnie woda musi być jak rosół. Za to miejscówka, w której spędziliśmy kilka godzin miała to, co było mi potrzebne. Duuuuużo ciepła. I mało wiatru.

Można ją przeoczyć, ponieważ znajduje się po lewej stronie starego nabrzeża, czyli tam gdzie nikt nie idzie. Jeżeli ktoś już w ogóle odwiedza to miejsce, idzie na prawo, gdzie jest więcej miejsca do pływania i spokojniejsza woda.

 
Obecnie kręcą się tutaj nurkowie, podobno, jest co oglądać pod wodą. Podobno, ponieważ nie nurkowaliśmy. W pewne piątkowe popołudnie zadowoliliśmy się jedynie albo aż piknikiem w osłoniętym skalnym zaułku, który na kilka godzin stał się naszą prywatną "plażą". Zapewniam, nic tak nie smakuje jak sałatka ze świeżych warzyw, sery, bagietki i wino nad oceanem. Słońce, fale i bryza morska.

Latarnia nad El Balito

 

Dla mnie takim bardzo rozczulającym elementem tego krajobrazu jest mała latarenka morska, która góruje nad tym opuszczonym portem. Miniaturka, a mimo to sprawia, że tak dobrze się patrzy na nią z każdej perspektywy.

Zastał nas tam zachód słońca.
Ale patrząc na to zdjęcie, czy wy również nie zostalibyście tam tak długo?

El Balito czasy świetności ma ewidentnie już za sobą. Droga prowadząca do portu jest mocno wybrakowana, a okalające ją murki zbudowane ze skałek i kiedyś zamurowane, posypały się, tworząc wyrwy. Po drodze spotkacie sterczące ściany zrujnowanych budynków i pustostany zajęte pod squady i gdzieniegdzie założone na dziko kampy. Wszystko wygląda tak, jakby ludzie zapomnieli o tym miejscu. I to ma swój urok. UWIELBIAM.

 


Kilka być może przydatnych faktów:

  • Niech was nie zwiedzie brak normalnej asfaltowej drogi do El Balito. My dwa razy ją minęliśmy i jej nie zauważyliśmy. To bardzo niepozorna dróżka. Po jednej stronie są kikuty ścian opuszczonego budynku. Wygląda to jak teren, na który się nie wjeżdża. Ale się jednak wjeżdża.
  • Jeśli poruszacie się samochodem można go zostawić zaraz na początku drogi i przejść się około 800 metrów. Ale też można się wytrząść i zjechać po zawijasach na sam dół, aż do portu.
  •  

  • Melka miała radochę z nowego miejsca, trochę innego od tych, w których byliśmy na Teneryfie do tej pory. Bawiła się, moczyła stopy w oceanie, rozwiązywała zagadki, jadła (jak zawsze piknik pod ręką musiał być). Ale El Balito nie polecam z bardzo małymi dziećmi. Jest wąsko, mało miejsca, od razu jest zejście na głęboką wodę.
    Trzymanie ciągle za rękę małego nieskoordynowanego człowieka może zamienić przyjemne chwile w misję specjalną, polegającą na zaopatrzeniu się w oczy dookoła głowy i ciągły stan gotowości.
  •  

  • A tak poza tym:

    Miłego chowania się przed światem!

 

Wcześniejsze artykuły Późniejsze artykuły

Leave a comment